Wczoraj pobawiłam się w doktora Frankensteina i powołałam do życia swojego "potwora". Przy produkcji poległy stare sztruksy i obrzydliwy dalmatyńczyk ze szmateksu. Ale nie była to śmierć bezcelowa, gdyż mamy nowego lokatora - koniowatego.To moja pierwsza próba szycia takiej maskotki. Posiłkowałam się podglądaniem renifera, którego dostałam od Vernon w ramach wymiany urodzinowej. Mój konik jest troszkę mniejszy, ma chudsze nóżki i ogonek. Ma też kilka łatek na zadku. Zabawa była przednia ale palce do remontu. Czas nabyć naparstek ;) Generalnie konik mieści się w kwadracie 25*25 cm i ma ruchome nóżki. Grzywa i ogon są z filcu. Zdjęcia trochę kiszkowate bo nie chciał mi się zmieścić na tle i albo ogon albo paszcza wystawały. Na pewno powołam do życia jakąś kolejną kreaturę. Może jamnika tym razem? :D
Pozdrawiam ciepło. Trochę słońca za oknem i dzień od razu wydaje się lepszy. Żeby jeszcze nie czekała mnie wizyta u dentysty...
Koniowaty jest po prostu bosssski :D Trochę mi konia trojańskiego przypomina ;)
OdpowiedzUsuńrewelacyjny jest :D choc jak na moj gust troche wychudly :> podsyp mu owsu ;)
OdpowiedzUsuńtak - głodny!!!
OdpowiedzUsuńBOmba
super fajny :)
OdpowiedzUsuńBosski jest!!!
OdpowiedzUsuńI te jego łaty... miodzio :D
:*
Aaaaaaaaaaaaaaj, Koniowaty podbił moje serducho!!!! Jest przeboski!
OdpowiedzUsuńśliczny..mój synek ( 11 m)jak zobaczył na monitorze..zrobił ihhaaaa..uwielbia koniki..
OdpowiedzUsuń